poniedziałek, 29 lutego 2016

Koniec

Trzy miesiące spotykania się z "internetowymi" facetami za mną. To wystarczający czas, żeby stwierdzić, że, mimo kilku oczywistych zalet, nie zmierza to w żadnym kierunku. Najwyższa pora zrezygnować i spróbować inaczej, normalniej. Albo zupełnie dać sobie z tym spokój :)

Przez ostatnie dwa dni próbowałam znaleźć jeszcze jedną przyjemną aplikację, by przedłużyć fazę eksperymentów o kolejne 30 dni. Jednak kilka godzin na POF, LOVOO, parę minut na Badoo, MeetMe, Hot or Not i Hinge wystarczyły by załamać ręce i utwierdzić się we własnych przekonaniach. No i z jakiegoś powodu to Tinder jest najpopularniejszy.

To były ciekawe miesiące. Korzystałam z trzech portali/aplikacji (Zaadoptuj..., Happn, Tinder). Pogadałam z kilkunastoma mniej lub bardziej kolorowymi osobami. Byłam na dziewięciu randkach. W kinie, muzeum, na kilku spacerach, spektaklu, na kawie, kawie i ciastku, lunchu, winie. Poznałam dwie interesujące osoby, z którymi kontakt tak szybko się nie urwie (znów przejaw naiwności?). Dwóch facetów po pierwszym spotkaniu (w moim odczuciu nawet udanym) już się nigdy nie odezwało. Jeden przywiązał się według mnie aż za nadto. Pełne spektrum.

I co by nie sądzić o tym wszystkim, nie był to czas zmarnowany. To ciekawe doświadczenie nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy: zawsze ufać swojemu przeczuciu. Bo, jak się okazało, rzadko zawodziła mnie moja intuicja. Dużo częściej jej ignorowanie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz