poniedziałek, 22 września 2014

26. dzień szczęśliwości: dzień polityki i sportowej radości.

A dla mnie czas nadrabiania zaległości. Piszę podania o pracę. Szukam nowych możliwości. Kompletuję dokumenty. I cieszę się z historycznego osiągnięcia Polaków. :)

O 15. zaprzysiężona dziś Premier zaprasza naszych złotych chłopców do kancelarii Prezesa Rady Ministrów. No cóż, każdy chce się ogrzać w blasku złota :) Też bym się pogrzała :P

Jej. Myśli nie składają mi się zbyt spójnie. Wewnętrznie przeżywam jeszcze MŚ. Podziwiam Winiarskiego, Wlazłego, Zagumnego i Ignaczaka, że chcą zejść ze sceny niepokonani. Trochę mi smutno, bardziej jednak jestem dumna, że jestem Polką.

Jestem dumna, że mamy Antigę po swojej stronie. W tym szaleństwie znalazła się metoda! :D

Przed sekundą po raz setny w telewizji pokazywali ostatnie piłki każdego z czterech setów w meczu z Brazylią. Mam gęsią skórkę. Chcę krzyczeć ze szczęścia!!!!!!

Mój bohater wczorajszego meczu:

Chyba nie tylko mój. ;)


Na deser rozmowa z Antigą z wczorajszej nocy (ze strony FIVB):

Co ja mam teraz powiedzieć... Spełniło się marzenie moje i mojej drużyny. Ciężko pracowaliśmy, każdy mecz był dla nas wyzwaniem. Przed finałem powiedziałem chłopakom, że to taki sam mecz jak każdy inny. Wszyscy udźwignęli ten ciężar, a przy okazji okazało się, że to prawdziwa drużyna.

Najbardziej cieszy mnie fakt, że po niesamowitym początku Brazylijczyków mój zespół nie poddał się. Zresztą nigdy się nie poddaje.

Uwierzyłem, że może się nam udać, kiedy wreszcie zaczęła nam wychodzić zagrywka. Powiedziałem zawodnikom, żeby podjęli jeszcze większe ryzyko, a wtedy brazylijscy przyjmujący przestali sobie radzić tak dobrze jak do tej pory. No i bardzo mądrze zagraliśmy w ataku. Zwłaszcza Mika i Winiarski znaleźli sposób na omijanie bloku rywali.

Philippe Blain jest bardzo ważną częścią naszego zespołu, naprawdę trudno przecenić jego wkład w dzisiejszy sukces. Przyjąłem posadę tylko pod warunkiem, że Philippe będzie z nami. Niezbędne były mi jego doświadczenie i pomoc. Po podziale pracy on zajął się rozgrywającymi i to on godzinami z nimi pracował.

To dopiero początek mojej kariery trenerskiej. Będzie trudno, bo zaczęło się od wielkiego sukcesu. Jestem zaskoczony, jak szybko go osiągnąłem. Przed turniejem zastanawiałem się, jak ci chłopcy poradzą sobie z presją. Zwłaszcza tu, w Polsce, wszyscy mają ogromne oczekiwania wobec siatkarzy. Zdarzają się im mecze lepsze i gorsze, ale nie z powodu presji. Oni po prostu są silni psychicznie, odporni na stres.



Od początku pracy zaskoczyło mnie, jak bardzo byli oni zmotywowani. My z Philippe’m w ogóle nie musieliśmy zachęcać ich do pracy. Obawiałem się, że jako młody, niedoświadczony trener mógłbym mieć z tym problemy.

Łatwiej wejść na szczyt niż się na nim utrzymać. Jeszcze nie wiem, jak teraz będziemy sobie radzili z mobilizacją. Do tej pory najlepiej sprawdzała się metoda koncentrowania się na najbliższym meczu niezależnie od jego stawki.

Wieczorem funk jazz jam session w Piwnicy pod Harendą. ;) Kilka godzin pięknych dźwięków. I cudowne towarzystwo. Poniedziałkowe jazzowanie chyba już będzie moim stałym punktem programu.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz