sobota, 11 października 2014

O Warszawie... Saramonowicz

"Kocham Warszawę! To niesamowite miasto, wielowymiarowe, zmienne jak pełnokrwista kobieta, święta i dziwka, brzydka i zarazem niebywale piękna w zależności od własnego kaprysu, a przede wszystkim wrażliwości tego, kto na nią patrzy.

Słoik nie dostrzeże w niej nic oprócz odstępstw od pornoseansu innych miast (gdzie sterczące cycki zabytków i kolagen, kapiący z ust, co powtarzają: "podziwiaj mój seksapil, podziwiaj mój brak cellulitu" wypełniają cały kadr), ale dla nas - którzyśmy tu wyrośli - to miejsce jedyne i niepowtarzalne.

Dziś było w Warszawie tak niesamowite światło, jakie zdarzyć się może w naszej szerokości geograficznej jedynie w październiku. Kładło się na wszystkim z czułością, pieściło domy i ludzi, odsłaniało piękno w miejscach niepięknych na co dzień.

Szedłem Piękną, Marszałkowską, Mokotowską, byłem na Saskiej Kępie, Mokotowie i Żoliborzu, i wszędzie - w tym październikowo-bajkowym słońcu - widziałem i pięknych ludzi, i piękną przestrzeń. Dziś w Warszawie - mieście, o którym głupi mówią, że brzydkie - zwiedziłem i Paryż, i Rzym, i Brukselę, i Berlin, i Wiedeń. Bo dziś Warszawa była wszystkim.

A potem na placu Konstytucji kupiłem toskańskie salami i pecorino z Pienzy od sprzedawców, którzy mówili wyłącznie po włosku. Przez chwilę miałem wrażenie, że znalazłem się na nowo w Sienie. Albo inaczej: że to Siena zjawiła się u mnie z rewizytą."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz