wtorek, 21 października 2014

Obcy nie taki obcy jak się wydaje...

Siedzę gapiąc się na delfina i kraba. Gdzieś w prowincji Toledo. Obok Ewa. Nienajszczęśliwsza Ewa.
Jeszcze kilka godzin temu byłyśmy 400 km na południe. Teraz w miejscowości o wdzięcznej nazwie El Viso de San Juan, schowane w cieniu placu zabaw, pijemy cervezę i zjadamy kawałeczek po kawałeczku kruche ciasto ze szpinakiem i serem.

Dzień zaczął się dobrze. Adel na pożegnanie dał nam po jabłku. Na pohybel Putinowi!
Na rondzie stałyśmy z pół godziny. Aż pojawił się Manuel, jadący aż do Madrytu. Szczęśliwie potrzebował towarzystwa.

Manuel, mimo że po angielsku dukał pojedyncze słowa, koniecznie chciał nam o sobie poopowiadać. Z obszernej gestykulacji podkreślanej dymkiem unoszącym się z samodzielnie skręcanych cuchnących papierosów, mimiki i translatora wynikało, że pierwszy poznany przez nas Hiszpan zajmuje się tonerami, w Alicante odwiedzał siostrę, ma syna w naszym wieku, w Madrycie jest zimno, a w ogóle to niedawno leżał w szpitalu z powodu samoistnej odmy opłucnowej.

Czego to ludzie o sobie nie powiedzą. I czego to nie uda nam się zrozumieć :P

Manuel chciał nam pomóc jeszcze bardziej i zawieść nas do Toledo. Za drobną opłatą.* Zrezygnowałyśmy, dziękując mu za i tak olbrzymia pomoc, jednocześnie pilnując stanu naszego dobowego budżetu. Rozumiejąc /chyba/ nasze motywy, Manuel pokazał nam gdzie znajdziemy stację benzynową. Uściskał nas na pożegnanie i odjechał.

Na stacji co i rusz traciłyśmy nadzieję, po czym przy każdym nadjeżdżającym samochodzie znów tliło się to małe światełko. W którymś momencie na horyzoncie pojawiła się ona. Drobna Hiszpanka, która na wstępie powiedziała nam po hiszpańsku oczywiście, że jedzie nie do Toledo a do Pueblas a Toledo. Spojrzenie na Ewę. Jej uśmiech i okrzyk "przedmieścia". I już siedziałyśmy i jechałyśmy dalej.

A teraz jesteśmy w Viso. Pueblas okazało się wioską w prowincji Toledo. Bliżej Madrytu niż Toledo. Jemy, pijemy i czekamy nie wiem na co.
Przejechał właśnie autobus. Biegniemy, może złapiemy go, jak będzie wracał.

.....................................................................................................................

Autobus niestety jechał do Madrytu. Wróciłyśmy do stopowania. Najpierw pomyliłyśmy kierunki. Potem trochę nas przegrzało. 

Gdy tak zrezygnowane stałyśmy na krawędzi jezdni z naszą wymięta kartką z napisanym czerwonym markerem TOLEDO, podeszła do nas młoda pulchna ciemnowłosa dziewczyna. Bardziej chyba z ciekawości, co takiego możemy robić. Nie zrozumiała, o co chodzi ze stopowaniem, ale miała ochotę nam pomóc. Nim się zorientowałyśmy zadzwoniła do koleżanki i po kilku minutach ta już stała obok niej uśmiechnięta i gotowa do udzielenia wsparcia. Trochę na migi, trochę z pomocą rozmówek dowiedziałyśmy się, że z Viso autobusy odjeżdżają tylko dwa razy dziennie. Ale gdzieś niedaleko jest większa miejscowość, w której jest przystanek autobusowy. I może tam będzie lepiej?

Susana, starsza z Hiszpanek, zaprowadziła nas do kawiarni, przedstawiła ekspedientce, kazała nam usiąść i za czterdzieści minut wyjść na parking. Nie wiem, czy to przez wcześniej wypite piwo, przegrzanie czy po prostu nieznoszący sprzeciwu, acz miły, ton Susany, usiadłyśmy, zamówiłyśmy cafe con leche i czekałyśmy.

O umówionej porze w umówionym miejscu zjawiła się Susana. Wpakowała nas do samochodu i zawiozła do Yunkos. Wysadziła nas na przystanku, poinstruowała jakim autobusem mamy jechać, cyknęła sobie z nami zdjęcie i dała adres mailowy i dwa numery telefonu, żebyśmy mogły dzwonić lub pisać, jakby działo się coś złego. Poprosiła nas też abyśmy napisały, gdy dojedziemy do domu :)

Z Susaną w Yunkos
Schowałam wizytówkę do notesu, rzuciłam plecak na ławkę i otworzyłam przewodnik. Byłyśmy gdzieś w Toledo. Gdzieś, gdzie było więcej ludzi i więcej samochodów. Gdzieś, gdzie na autobus czeka się kwadrans.

Po 18 byłyśmy w Toledo. Z Angeles i jej współlokatorkami. Uff.

Bilans dnia: 500 km, 9h, 6,5 euro, wspomnienia bezcenne

*compartir gastos trochę nas zgubiło i wprowadziło nieprzyjemną atmosferę niezrozumienia, ale to co na początku wydawało nam się podstępne, było miła próbą wyświadczenia przysługi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz