Wczoraj spędziłam miły dzień z babcią, zjadłyśmy razem obiad, poszłyśmy na spacer i do kina. Nie powiem, żebym z początku była wielce zadowolona z wyboru filmu, ale czego się nie zrobi dla ukochanej babuni :)
Druga część "Listów do M." miło mnie zaskoczyła. Śmiałam się, łza się w oku zakręciła, było miło i naiwnie, lekko i przyjemnie. Babci się podobało. Ja się nie zanudziłam :) Pełen sukces. Film na pewno dodam to repertuaru przedświątecznych kojących serducho komedii (nie)romantycznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz