wtorek, 2 lutego 2016

Monolog branżowy

W gronie rezydentów (patrz Porozumienie Rezydentów OZZL) toczy się teraz burzliwa dyskusja na temat postulatów. Cel jest jeden: poprawa warunków pracy i szkolenia. Dla jednych to będzie zmiana fikcyjnych programów specjalizacji, dla innych szanowanie ustawowych godzin pracy, innym spodoba się walka o niewykorzystywanie jako taniej (bo dla szpitali darmowej) siły roboczej, w końcu dla niektórych języczkiem u wagi będzie tak oczekiwana przez każdego Polaka podwyżka.

Ostatnio burzę rozpętał minister (edukacji) J. Gowin, wyceniając nasze kształcenie na niebotyczne sumy (0,5 mln), jednocześnie uznając naszą pracę za niebyłą (lub po prostu nie wartą opłacania).
Prawda, studia medyczne ze względu na swój charakter i czas trwania są jednymi z najdroższych. Po ich zakończeniu Państwo (czyli de facto my wszyscy) wypłaca nam jeszcze pensję przez rok wykonywania stażu podyplomowego. /Powinnam właściwie napisać: wypłacało, ponieważ staż mocą uchwały został zlikwidowany kilka lat temu./ I dochodzimy do najdroższej w rozumieniu MEN części naszego kształcenia: mianowicie stażu specjalizacyjnego. W trakcie tych pięciu lat wykonujemy pracę - taką samą, jak specjaliści*. Jesteśmy etatowymi pracownikami szpitali. Zajmujemy się chorymi. Wypełniamy stosy dokumentów. Spędzamy dodatkowe godziny na oddziałach, bo jesteśmy młodzi i "możemy więcej". Poza tym uczęszczamy na kursy, szkolenia, wykłady. Zdobywamy wiedzę i uczymy się umiejętności praktycznych, tak, nierzadko też na błędach.

Naszą pracę MEN wyceniło na 12 zł za godzinę**. I mimo wszystko wciąż chce, abyśmy te pieniądze zwrócili lub odpracowali. Takie ich prawo. Naszym prawem za to jest się takim pomysłom sprzeciwiać. Bo o ile płatne studia wydawałyby się do zaakceptowania (naprawdę zwiększyłoby to ilość lekarzy w tym kraju?), to podwójne odpracowywanie tych 12 zł wydaje się ponurym żartem.

Na sam koniec chciałabym podzielić się jeszcze jedną uwagą: opłatę za studia, o ile w ogóle jakąkolwiek, powinno wprowadzić się na każdym dostępnym kierunku (adekwatną do kosztów szkolenia oczywiście). I zgodnie z logiką MEN osoby z wyższym wykształceniem, które nie znalazły pracy w zawodzie na terenie naszego kraju, z przyczyn własnej niechęci lub braków etatowych, powinny ponieść całkowity koszt swojego, przepraszam za brutalność, bezsensownego szkolenia***.

*Oczywiście z drobnymi wyjątkami w specjalizacjach zabiegowych. Przepraszam za uproszczenie.
** Niejedna osoba powie, że to sporo. OK, na rachunki i jedzenie wystarcza. Czasem nawet "załapiemy dodatkową fuchę". POZ, NPL, SOR. Opcji jest sporo. Bo lekarzy jest mało.
*** Osobiście uważam, że wiedza jest największym bogactwem człowieka i nikt nie powinien mieć do niej zamkniętej drogi. A niejednokrotnie opłata za studia (niezależnie na jakim kierunku) byłaby czynnikiem mocno limitującym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz