Jak zobaczyłam to słoneczko za oknem, nie mogłam sobie odmówić tej drobnej przyjemności wyjścia z domu;) Na spacer
nie miałam ochoty i czasu, za to na bieganie - zupełnie inna sprawa. Wytargałam
spod łóżka buty, które przeleżały tam całą długą zimę, znalazłam jakieś stare ciuchy,
wskoczyłam na 5 minut na rowerek stacjonarny, żeby się nieco rozgrzać i
po porozciąganiu zastałych mięśni pobiegłam do pobliskiego lasu. Po tak
długiej przerwie wybrałam sobie jako trening marszobieg: minuta biegu,
minuta marszu i tak 12 razy. Na koniec jeszcze 5 minut na uspokojenie
oddechu i rozciąganie.
Ale to nie wszystko: dzisiejsza porcja ćwiczeń z Ewą Chodakowską też musiała się wydarzyć:) A ponieważ po południu mam dyżur, postanowiłam skorzystać z mojego biegowego rozruchu i dorzucić 25 minut fitnessu. Jestem z siebie dumna. Poziom endorfin skoczył w górę, a wystarczyło tak
niewiele:)
Teraz siedzę sobie wygodnie, popijając kefir z malinami i uśmiecham się sama do siebie:) Niesamowite, jak niedużo trzeba, by być przez chwilę szczęśliwym.
W planach na jutro: fitu o 10 i kolejna porcja pracy nad "zmianą swojego życia". ;)
Tylko kiedy znajdę czas na studiowanie? :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz