poniedziałek, 22 lipca 2013

Odnawianie postanowień?

Trzy miesiące temu zaczęłam "zmieniać swoje życie". Zaczęłam biegać, regularnie chodzić na zajęcia fitness i zdrowiej się odżywiać. Schudłam cztery kilogramy i spadłam jeden rozmiar w dół. Później przyszła sesja. Trzy tygodnie przerwy i koniec. Z formy nie zostało nic, masa ciała przekroczyła pułap maksymalny, znów jem śmieciowe żarcie, a jedyne z czego mogę mieć minimalną satysfakcję, to fakt, że raz na jakiś czas odwiedzam żoliborski OSiR i dojeżdżam tam na rowerze.

Teraz mam wakacje i nie jest lepiej. Nie do końca to rozumiem, ale im więcej mam czasu dla siebie, tym trudniej mi się za cokolwiek zebrać. Planowanie dnia zupełnie się nie sprawdza. A chwilowy brak obowiązków i rygoru sprawia, że śpię do południa, a w nocy nie mogę spać (wczoraj przynajmniej miałam dobry powód: finału LŚ nie mogłam przegapić). Nawet widmo egzaminu lekarskiego jakoś mnie nie mobilizuje do pracy.

W przypływie rozrzewnienia i silnej woli poprawy otworzyłam mój "zdrowy" zeszyt. Ostatni wpis związany z bieganiem jest z końca kwietnia. Potem już tylko areobik i sporadycznie rower. Kiepsko. Na początku kwietnia, korzystając z wiosennej aury (i po primaaprilisowej odwilży), zaczęłam mój trening biegowy. Mój mam na myśli, przeze mnie znaleziony wśród wielu i wybrany jako najrozsądniejszy. "50 minut biegu w 6 tygodni" (jeśli dobrze pamiętam, pochodzi on ze strony runtastic.com). Wytrwałam połowę tego czasu, co zaowocowało tym, że byłam w stanie przebiec 5 minut bez przerwy, a w ciągu 35 minut do pięciu kilometrów  - może nie wydaje się to za dużo, ale dla mnie to było niezłe osiągnięcie. Jutro zaczynam jeszcze raz. Pomyślałam, że jak to tu napiszę, to pójdzie jakoś bardziej gładko.

Będę się odzywać regularnie. I pisać, jak mi idzie. Na razie wklejam ramowy plan. Takie wyzwanie na najbliższe 6 tygodni. Życzę sobie powodzenia.


P.S. Właśnie podali w radiu, że narodził się brytyjski następca tronu. Gratulacje dla rodziców. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz