poniedziałek, 22 lipca 2013

Sukienkę raz poproszę!

Czas znaleźć sukienkę. I buty. Torebka też by nie zaszkodziła.

Wydawałoby się, że dziewczyna będzie się cieszyć. Nic bardziej mylnego. Wiem, że muszę, ale tak bardzo nie lubię chodzić po sklepach. Właściwie chodzić mogę - to nie boli i jest całkiem przyjemne, może przyjemniejsze w parku na przykład, ale zamknięte przestrzenie czasem muszą wystarczyć. Za to przymierzać coś? Przymierzanie jest najgorsze. Bo trzeba w lustro się gapić. I rzeczy, które już ktoś nosił zakładać. Tak, przymierzanie ubrań ma wiele minusów. Nawet udawanie, że nie jest się sobą nie pomaga.

A później? Jest jeszcze gorzej. Jeśli coś już jest na tyle akceptowalne, że można to zabrać ze sobą, trzeba zapłacić. I tu dla osoby bezrobotnej - ni to studenta ni lekarza (jak już usłyszałam kiedyś - AMEBY jakiejś) problem staje się nie do przeskoczenia.

No ale jak już wspomniałam, muszę. Więc i z pożyczkami od rodziny i znajomych i ze stratą gotówki pogodzić się trzeba. Jedyne rozsądne wyjście, to zaplanować sobie późniejsze wesela w innym gronie lub kupić sukienkę, która będzie nadawała się na co dzień.

P.S. Dzisiaj o pi miałam napisać. Bo ma święto. A właściwie nie pi sama lecz jej aproksymacja. Ale jakoś ten brak sukienki mnie poruszył, więc o pi nie będzie. Jedynym komentarzem niech zostanie przypomnienie, że dziś 22/7. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz