poniedziałek, 8 lutego 2016

Nieoczekiwana zamiana miejsc.

Pan A. walczył dalej i chciał mnie wyciągnąć z domu po raz kolejny. Najpierw w piątek zwinąć z domu do parku w drodze z pracy. Następnie w niedzielę. Za pięć dwunasta. Tym razem na piwo. Znów w okolicę Moczydła. Na miejsce spotkania zaproponował KFC. I albo ja jestem nienormalna, że uznałam to za obrazę. Albo On, skoro uznał, że to miła propozycja. Próbowałam delikatnie zasugerować zmianę miejsca. Delikatnym w moim rozumieniu było roześmianie się i zaproponowanie innej konkretnej pubo-kawiarni. Może nie najlepsze zagranie. W każdym razie spotkało się ono najpierw z zignorowaniem, a następnie z rezygnacją. Ok. Niech będzie. Nie będę się narzucać. A spacer we wtorek wydaje się coraz mniej interesujący. W każdym razie entuzjazm osłabł.

Mimo zaistniałej sytuacji nie można mi zarzucić braku spontaniczności. Już mówię, dlaczego. W sobotę zalogowałam się na Tindera. Tak. Wiem. Nie karćcie wzrokiem. W niedzielę rano napisał Pan K. Wieczorem spotkaliśmy się na kawę. I było dziwnie swobodnie. I miło. Pomijam dość oryginalne zainteresowania Pana K. i skłonności do psychoanalizy, które momentami zakrawały o szaleństwo. No ale nikt nie jest idealny. Wieczór zaliczam do udanych. A na dowód przyjemności spotkania dodam, że trwało ponad trzy godziny. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz