wtorek, 20 września 2016

Rozciąganie i leczenie zakwasów.

Nie  ma to jak kilka ćwiczeń po całodobowym dyżurze. Powolnych i spokojnych. Takich akurat, żeby się porozciągać i nie dobić po sobotnich szaleństwach na kinectcie. ;)




czwartek, 15 września 2016

Córka marnotrawna powraca.

Dużo wysiłku się zmarnowało. Zdrowie odstawiłam na drugi plan. Aktywność fizyczna spadła do zera. A waga poszła w górę. I chociaż samopoczucie wciąż mam dobre, czas postarać się trochę bardziej. Bo w końcu chodzi o zdrowie. I dobry przykład dla moich pacjentów.

Na dobry początek pomoc dla zbolałego kręgosłupa, no i łapki w górę :)


Na koniec takie tam wstydliwe podsumowanie nicnierobienia:

DATAmasa ciałataliabiodrabrzuchudołydkaramiębiustpod biustem
15.09.201677,097,010410356373010488

niedziela, 21 sierpnia 2016

A więc Grecja!

Kupiłam bilety. Raz się żyje. I takie tam. Ja podekscytowana. Bliscy średnio-zadowoleni. Czas odliczać dni. I wierzyć, że dostanę ten upragniony urlop. :D

A na razie: Warszawa i krótkie wypady poza miasto. W repertuarze: Fotoplastikon, niekończące się spacery po okolicznych parkach i cmentarzach, Lublin, Ciechanów, Opinogóra, Łochów, wiele lenistwa i więcej radości. A wszystko w towarzystwie ukochanego M.

sobota, 20 sierpnia 2016

Folklor po estońsku

Dziś chciałam podzielić się z Wami bardzo miłym odkryciem. Muzycznym. I nie tylko ;)


Poprzedni weekend wraz z M. spędziliśmy w Lublinie. Odwiedzaliśmy znajomych i przy okazji korzystaliśmy z atrakcji Jarmarku Jagiellońskiego. Albo na odwrót.

Lublin okazał się być przepięknym miastem. Czemu nigdy tam wcześniej nie byłam, nie mam pojęcia. Tym bardziej wydaje się to dziwne, bo w końcu urodziłam się w lubelskim. W każdym razie naprawiłam swój błąd. Pokajaklam sie przed samą sobą za swoją ignorancję. I... na pewno jeszcze tam wrócę.

Wracając do samego jarmarku i odkrycia muzycznego: na zakończenie całego wydarzenia zorganizowano koncert w Wirydarzu Klasztoru Ojców Dominikanów. W koncercie tym wystąpiła niesamowita dziewczyna: estońska skrzypaczka i wokalistka Maarja Nuut. Muzyka, którą tworzy, jest po prostu magiczna. W cudowny sposób łączy tradycyjne melodie, pieśni ludowe oraz opowieści z elektroniką. Wykorzystując spektrum swoich możliwości zabiera słuchacza w wyjątkowy eteryczny świat baśni i marzeń. Porywa i wzrusza. Zresztą posłuchajcie sami:


wtorek, 9 sierpnia 2016

W oczekiwaniu na urlop.

W październiku mam dostać kilka tych tak upragnionych obiecanych dni wolnych. Pierwszych w tym roku. Chciałabym wyjechać, polecieć, zniknąć, uciec. Jak zwał, tak zwał. Wolałabym z M. Ale mogę liczyć tylko na swoje towarzystwo.

Pomysłów mam kilka. Spakować plecak to na początek. A później? Wsiąść w samolot i polecieć do Grecji. To raz. Albo złapać stopa i popędzić w góry. To dwa. Mazury tez brzmią kusząco. Chociaż to już jesień. Czyli góry. Albo Grecja. Lub Bukareszt. Też mi się po głowie plątał.

Zobaczymy niedługo. Na razie głowa w chmurach.

sobota, 16 lipca 2016

Jestem.
Żyję.
Mam się świetnie. :D

Tak sądzę.

Fitnesowo poległam. Ważę więcej. Jest mnie więcej. Aktywność fizyczną ograniczyłam do długich spacerów w miłym towarzystwie. Jest dobrze. Wiosna w sercu. A gdzieś tam jakiś żal do siebie pozostaje.
Szukam motywacji.
Jest tylko lenistwo.
Lub wszechogarniająca dystymia.

niedziela, 20 marca 2016

Trochę moc mnie opuściła. Praca, chociaż krótka, wyczerpuje. Wieczory w samotności męczą. Sen nie daje wypoczynku. A codzienność nudzi. Wiosna idzie. A z nią trochę radości. ;) Oby.

niedziela, 13 marca 2016

Sinusoida wrażeń.

Chwilę nie pisałam. Miałam kilka gorszych dni. Mam nadzieję, że są już za mną.

Fitnessowo: dokończyłam 5-dniowe wyzwanie (w pięć dni tym razem). Kilka innych FB treningów poszło. Ogólnie tydzień był leniwie płaczliwy. W ramach kary za marudzenie i motywacji na nadchodzący tydzień zrobiłam zestaw zabójcę: 1000 Calorie Workout.


Zestaw jest świetny. Nie bójcie się i powodzenia!

sobota, 5 marca 2016

Tabela wstydu.

Hej. Minął miesiąc ćwiczeń. Namacalny efekt jest mizerny. Ale czuję się lepiej. I to najważniejsze! :)

DATA masa ciała talia biodra brzuch udo łydka ramię
05.02.2016 75,5 89 103 102 57 37 28
05.03.2016 76 84 101 100 57 37 28

Małe statystyki:

Tyłek ruszyłam 24 razy. Zrobiłam sobie 6 dni laby. Było cardio, siłówka, rozciąganie i rower. Łączny czas machania kończynami wyniósł prawie 21 godzin. I według Runtastic spaliłam 9435 kcal.
Brzmi dobrze. :D

Na dziś czwarta odsłona fitness-blenderowej zabawy pod tytułem "5 Day Workout Challenge to Burn Fat & Build Lean Muscle" ;P



Ja bawię się świetnie. Czego i Wam życzę. :D

P.S. Powyższy trening był najnudniejszy z dotychczas przeze mnie przećwiczonych. Poległam po 25 minutach. Porozciągałam się na deser. I tyle. Może później spróbuję jeszcze raz. Albo zamienię na coś innego z serii cardio + upper body. Trochę tego jest.

A może po prostu jestem zmęczona. Już sama nie wiem. Fakt faktem: mam gorszy tydzień.

piątek, 4 marca 2016

Dzień 3. Najgorszy. I najlepszy jednocześnie :) Na pewno ten zestaw ma szansę na miano mojego ulubionego.


czwartek, 3 marca 2016

Nowy zestaw pięciodniowy.

Wczoraj zaczęłam i już jestem fanką treningu dnia pierwszego :) Jest moc!


A na dziś coś takiego:




poniedziałek, 29 lutego 2016

Koniec

Trzy miesiące spotykania się z "internetowymi" facetami za mną. To wystarczający czas, żeby stwierdzić, że, mimo kilku oczywistych zalet, nie zmierza to w żadnym kierunku. Najwyższa pora zrezygnować i spróbować inaczej, normalniej. Albo zupełnie dać sobie z tym spokój :)

Przez ostatnie dwa dni próbowałam znaleźć jeszcze jedną przyjemną aplikację, by przedłużyć fazę eksperymentów o kolejne 30 dni. Jednak kilka godzin na POF, LOVOO, parę minut na Badoo, MeetMe, Hot or Not i Hinge wystarczyły by załamać ręce i utwierdzić się we własnych przekonaniach. No i z jakiegoś powodu to Tinder jest najpopularniejszy.

To były ciekawe miesiące. Korzystałam z trzech portali/aplikacji (Zaadoptuj..., Happn, Tinder). Pogadałam z kilkunastoma mniej lub bardziej kolorowymi osobami. Byłam na dziewięciu randkach. W kinie, muzeum, na kilku spacerach, spektaklu, na kawie, kawie i ciastku, lunchu, winie. Poznałam dwie interesujące osoby, z którymi kontakt tak szybko się nie urwie (znów przejaw naiwności?). Dwóch facetów po pierwszym spotkaniu (w moim odczuciu nawet udanym) już się nigdy nie odezwało. Jeden przywiązał się według mnie aż za nadto. Pełne spektrum.

I co by nie sądzić o tym wszystkim, nie był to czas zmarnowany. To ciekawe doświadczenie nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy: zawsze ufać swojemu przeczuciu. Bo, jak się okazało, rzadko zawodziła mnie moja intuicja. Dużo częściej jej ignorowanie.


And the Oscar goes to...


niedziela, 28 lutego 2016

Fitu day

Wczoraj był tylko rower (leniwe 21,8 km). Dziś nadrabiam zaległości. I nadal odciążam kolano.


Na deser brzuszki.

piątek, 26 lutego 2016

Miesiąc numer trzy na finiszu.

OK. Dawno nie pisałam o moich pseudo randkach :P Skurczyły się do nicości.

Pan A. (od ekspresowego spaceru) już się nie odezwał. Niby nic zaskakującego się nie wydarzyło, ale jeszcze tej taktyki nie zrozumiałam. Mam czas :)

Pan P. się poddał. Jestem okrutna to mówiąc, ale trochę mi ulżyło. Mili ludzie są akceptowalni do czasu, kiedy nie zaczną mnie obrażać i traktować, jak osobę niższej kategorii. W tym wypadku poczułam się źle podwójnie. Po pierwsze zlekceważono moje zdanie, a przynajmniej nie potraktowano go jako argument godny chociażby rozważnego odrzucenia. Po drugie, i tego już racjonalnie wytłumaczyć nie umiem, mam wrażenie, że to ja zrobiłam coś nie tak, rezygnując z dalszego "rozwijania" znajomości.

Z K. świetnie się gada. Kawa smakuje wyśmienicie. A cisza bywa nawet nie tak krępująca. Podobno moje zachowanie "tak dziwnie budzi dysonans", ponieważ /UWAGA!/ "nie wyglądam na zdesperowaną". Czyli ludzie korzystający z Tindera to desperaci. Zapamiętam.* I chwilowo wzmogę czujność.

D. wciąż wyciąga do kina, muzeów i na spacery po stolicy i okolicy. Rozwinę się kulturalnie. Szkoda, że jako facet zupełnie nie jest w moim typie (ha! okazuje się, że mam swój "typ"). Trochę zniewieściały, marudny i jakoś tak z zupełnie innej bajki. Na szczęście ma podobny gust filmowy i lubi zwiedzać Warszawę. Dwa duże plusy. Ach, zapomniałam: jest przesympatyczny :)

Poza tym przydarzyło się: kilka rozmów bez znaczenia, propozycja seksu rzucona w przelocie, oskarżenie o powierzchowność, umówienie się na kawę bez umówienia się na kawę, sparowanie z megainteresującym człowiekiem mieszkającym 1380 km stąd (serio Tinder? tak działa geolokalizacja?).

*Za trzy dni mija kolejny miesiąc "sieciowych randek" i skończę "przygodę" z tą aplikacją (będzie podsumowanie). Dobrze, bo zaczęłam wpadać na własnych, prywatnych znajomych. Czas znaleźć coś nowego. Lub zaprzestać dalszych działań. ;)

Na deser takie tam z internetów:

Shit single people have to listen to

Last night I was wondering aloud why it was that I seem to be so great at getting first dates, but seemingly never get a second - even when they kiss me, message me and invite me out on another date, the whole idea of it kind of vanishes in to oblivion.

My male housemate said:

“Maybe i’ll take you on a practice date and see what you’re doing wrong.”

Ummm……what I’m doing wrong?!



“There’s nothing wrong with me” I replied, I just haven’t met the right person for me that’s all.

czwartek, 25 lutego 2016

Taka trochę powtórka z rozrywki:

Upper Body Superset Workout with Fat Burning Cardio Intervals (37 min)
 Total Body Exercise Ball Workout Video (10 min)

Spokojnie i bez stresu. Oszczędzam kolanko :)

środa, 24 lutego 2016

Po wczorajszym "leniuchowaniu" (nabiegałam się po szpitalu w ramach dyżuru) złożyłam sobie taki trening (< 50 min):

Warm Up (7 min)
Cardio and Abs Workout (10 min)
https://www.youtube.com/watch?v=88FYIppJGxA

Abs and Upper Body Workout (30min)
https://www.youtube.com/watch?v=0xnK-XZy2Zw

Dziś zawstydził mnie sześćdziesięcioparolatek biegający przy Powązkowskiej. Z wrażenia aż mnie zabolały kolana.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Krótko i na temat

5-dniowe wyzwanie zajęło mi 6 dni :P Potrzebowałam dnia przerwy. Niestety, jeszcze cyborgiem nie jestem. I pewnie nie będę.

Dziś w ramach "wyhamowania":

Jedno jest pewne: czuć poślady :)

Jutro czeka mnie przymusowy dzień odpoczynku.

niedziela, 21 lutego 2016

Dziś udało mi się zrobić 5 ćwiczeń. Kiedyś będzie całe 12:

 

Niestety kolano boli coraz bardziej. Z musu będzie mniej ćwiczeń na nogi i pośladki. :(

niedziela, 14 lutego 2016

Walentynki! Dzień szalonej miłości do... samej siebie :)

Z okazji walentynek był spacer, kawusia i więcej spaceru.

I takie małe plany na nadchodzący tydzień:

Fitness Blender's 5 Day Challenge - Strong and Lean

Poniższe pięciodniowe wyzwanie w całości pochodzi ze strony www.fitnessblender.com. Ponieważ jeszcze nie "przerobiłam" tych treningów, trudno mi ocenić poziom trudności. Jeżeli coś będzie nie tak na bieżąco będę dopisywała swoje uwagi :)

A teraz trzymajcie kciuki, żeby mi się udało dotrwać do piątku :P

DZIEŃ PIERWSZY

Potrzebne będą ciężarki (w moim przypadku cały czas jest to 2x1,5kg). Cały trening trwa godzinę.
  • rozgrzewka (5 min) 
  • HIIT (15 min) 
  • ćwiczenia wzmacniające dolne partie ciała (27 min) 
  • cooldown (9 min) 

DZIEŃ DRUGI

Potrzebne będą ciężarki i mata. Cały trening trwa podobnie jak poprzedni około godziny.
  • rozgrzewka (5 min) 
  • ćwiczenia wzmacniające górne partie ciała + cardio (40 min) 
  • spalanie :P (7 min) 
  • cooldown (7 min) 

Lepiej nie robić tego treningu jeśli następnego dnia chcecie używać kończyn górnych :P

DZIEŃ TRZECI

Potrzebna będzie tylko mata. Cały trening również trwa około godziny.
  • rozgrzewka (5 min) 
  • HIIT + ćwiczenia wzmacniające mięśnie brzucha (30 min) 
  • Pilates :P (15 min) 
  • cooldown (5 min) 

DZIEŃ CZWARTY

Potrzebne będą ciężarki i mata. Cały trening trwa podobnie jak poprzednie około godziny. Odrobinkę krótszy. ;)
  • rozgrzewka (5 min) 
  • ćwiczenia wzmacniające górne partie ciała + cardio (30 min) 
  • cooldown zawierający elementy jogi (10 min) 

DZIEŃ PIĄTY

Potrzebne będą ciężarki. I wolna godzina. ;)
  • rozgrzewka (5 min) 
  • cardio (18 min) 
  • ćwiczenia wzmacniające dolne partie ciała (20 min) 
  • cooldown (5 min) 

Życzcie mi powodzenia :D

W najbliższy weekend podzielę się przemyśleniami i efektami.

sobota, 13 lutego 2016

Sobotni rower. Pierwszy w tym sezonie. Trasa nowo-stara (trochę się zmieniło :P). 25km. Tempo raczej spacerowe.
A jutro z okazji walentynek zaczynam pięciodniówkę :)

piątek, 12 lutego 2016

TYDZIEŃ!!!!

Wczoraj zrobiłam dzień przerwy. A dziś na zakończenie pierwszego tygodnia dałam sobie wycisk. Trening złożony z tych czterech zestawów trwa łącznie 50 min. Na zdrowie! ;)

Warm up. (5 min)


HIIT Metabolism Booster (15 min)


Ab Blasting Interval Workout (25 min)

Usilnie starałam się robić wersje Daniela. Wyszło różnie, ale i tak jestem zadowolona :)

Cool down. (5 min)



środa, 10 lutego 2016

Środa zmagań.

Dziś będzie krótko i na temat. Krótko = godzinka.

Warm up (5 min)


Booty Sculpting Lower Body Strength Training (25 minut)


Brzuszki!!! (10 minut) At Home Abdominal and Oblique Exercises



Plus 6 minut na skakance.


Na deser cudowny zestaw squatów :) Nie mogłam się oprzeć. (5 min)


Cool down. Taka trochę jakby joga :P (5 min)


wtorek, 9 lutego 2016

Ekspresowy spacer

Pan A. okazał się zaskakująco przyjemnym człowiekiem. Może źle się nastawiłam. Spacer był udany choć jego tempo było szaleńcze. Nie mam problemu z szybkim chodzeniem, ale to już zakrawało o bieganie. Po pół godziny zostałam odprowadzona na przystanek i niemal wpakowana do autobusu. Są dwie opcje: albo totalnie zanudziłam Pana A. Albo wziął sobie do serca fakt, iż jestem przeziębiona i łażenie po chłodzie nie pomaga w zdrowieniu. Mam nadzieję, że to z troski. :P
O naiwności!

5. dzień ćwiczeń.

Cztery dni wytrzymałam. Bolą mnie łydki. Gdy się śmieję, to piecze mnie brzuch. Pośladków i ud jeszcze nie czuję, ale dziś mam zamiar nad tym popracować. Oba treningi robiłam już wcześniej. Teraz chcę popracować nad techniką. I się nie zniechęcić :P Na pierwszy ogień 10 minut męki z Kelli. A następnie piłka.

10 Minute Workout for Butt and Thighs


Uwaga! Drugie i trzecie ćwiczenie są zamienione miejscami. Najpierw jest martwy ciąg, a następnie wykroki.

I kolejne 20 minut z piłką.

Total Body Exercise Ball Workout Video - Express 10 Minute Physioball Workout Routine

CAŁOŚĆ POWTÓRZONA DWA RAZY! DLA UTRWALENIA :)

Dziś było już dużo lepiej z równowagą. Prostowanie tułowia z zablokowaniem stóp daje radę :) Ale squaty przy ścianie zabolały :P

Pamiętajcie o rozgrzewce na początku i rozciąganiu po zakończeniu ćwiczeń! Przykładowy zestaw:

CALORIE BURNING CARDIO WARM UP

TOTAL BODY COOLDOWN

Powodzenia. A ja lecę dobierać zestaw na jutro :P

poniedziałek, 8 lutego 2016

Niebezpieczne podchody.

"Stalking – termin pochodzący z języka angielskiego, który oznacza „podchody” lub „skradanie się”. Obecnie stalking jest definiowany jako „złośliwe i powtarzające się nagabywanie, naprzykrzanie się czy prześladowanie zagrażające czyjemuś bezpieczeństwu”.

Stalking jest często powiązany z czynami karalnymi, tj. obrazą i zniewagą, zniszczeniem mienia, przemocą domową. Przykładowe zachowania definiowane jako stalking to śledzenie ofiary, osaczanie jej (np. poprzez ciągłe wizyty, telefony, smsy, pocztę elektroniczną, podarunki) i ciągłe, powtarzające się nagabywanie. Działania te są szczególnie niebezpieczne, gdy mogą przybrać formę przemocy fizycznej, zagrażającej życiu ofiary."*


Temat stalkingu przez długi czas wydawał mi się jedynie hipotetyczny. Oczywiście czytałam o nękanych gwiazdach, widziałam kilka reportaży w telewizji, na psychiatrii uczono mnie o zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych, które mogą być źródłem nękania, ale nigdy nie czułam, żeby to było powszechne zjawisko. W ciągu ostatnich kilku miesięcy bańka bezpieczeństwa pękła i niestety musiałam zmienić zdanie.

Przykład pierwszy. Trzydziestoparoletnia kobieta samotnie wychowująca nastoletnią córkę. Inteligentna, pewna siebie, wykonująca dobry, choć średnio dochodowy zawód, wspierana przez kochających rodziców i... szukająca partnera. Pewnego dnia pojawia się On - syn klientki, nie najprzystojniejszy, ale sympatyczny i, co najważniejsze, zakochany i dający się pokochać. Człowiek, który jest w stanie co tydzień przebyć setki kilometrów by spotkać się ze swoją dziewczyną. Który z chęcią zorganizuje urlop dla całej trójki. Człowiek, który poświęci swój czas i energię, w zamian chcąc tylko miłości. Sielanka trwa kilka miesięcy. Do czasu, w którym międzykrajowe relacje zaczynają być uciążliwe, a przyszłość w ogóle nie układa się w spójny obraz. Następuje rozstanie za porozumieniem stron. Tylko jedna ze stron blefuje. Po tygodniu od rozstania Ona otrzymuje wiadomość, że On ląduje w szpitalu. Jest w śpiączce. Nie odbiera telefonu. Loguje się na fejsbuka. Po tygodniu bez reakcji z Jej strony namawia siostrę by do Niej zadzwoniła. Z początku dzwoni siostra, później On zaczyna wydzwaniać. Kolejny tydzień mija i pojawia się pod jej drzwiami. O czwartej nad ranem. Chce wejść chociaż na herbatę, przecież jechał całą noc. Nie wchodzi. Zaczyna wydzwaniać do pracy. Napotyka na ścianę i po kilku dniach przestaje. Poddał się? Nie wiadomo. Na szczęście trzydziestoparoletnia kobieta samotnie wychowująca nastoletnią córkę nadal jest pewna siebie, wykonuje dobry, choć średnio dochodowy zawód i jest wspierana przez kochających rodziców. Tylko chwilowo nie szuka już partnera.

Przykład drugi. Dwudziestoparoletnia dziewczyna, uśmiechnięta, pewna siebie, pracująca dużo za dużo. On - klient. Miły, wdzięczny za udzieloną pomoc. Tak wdzięczny, że podziękowania śle w każdy możliwy sposób. Znajdując z Nią kontakt na każdym możliwym portalu od fejsbuka zaczynając, przez couchsurfing podążając, na linkedinie kończąc. Na razie kończąc. Szczęśliwie adresu jeszcze nie zna. Numeru telefonu nie zgadł. Wiadomości wysyła takie: "Szanowna Pani Marto, Artur Natarczywy kłania się Pani i od razu przesyła bardzo serdeczne pozdrowienia z rodzinnego Miasta. Piszę, ponieważ nie udało mi się zapytać Pani o to na żywo a myślę, że jest taka potrzeba (z mojej strony :-)). Pytanie: Czy znajdzie Pani chwilkę, aby spotkać się ze mną na spacerku, kawie czy gdziekolwiek indziej w najbliższym wolnym dla Pani czasie? Myślę, że byśmy się byli w stanie dogadać, a czas ze mną spędzony nie byłby czasem straconym dla Pani. Nie będę ukrywał, że żony szukam, ale ciężko się na kogoś zdecydować. PS1: Mam nadzieję, że nie uraziłem tym moim wynurzeniem. PS2: Dzięki za pomoc w walce z ..." (w miejsce wielokropka wstawcie, co uważacie za stosowne). I oby się wszystko skończyło. Szczęśliwie. I szybko. 

Na wszelki wypadek wszystkie informacje mogące nakierować na opisywane przeze mnie osoby wymyśliłam. Cała reszta to niestety prawda. I nawet jeśli nie podpada pod definicję stalkingu jest mocno niepokojąca.

* źródło: Wikipedia

Nieoczekiwana zamiana miejsc.

Pan A. walczył dalej i chciał mnie wyciągnąć z domu po raz kolejny. Najpierw w piątek zwinąć z domu do parku w drodze z pracy. Następnie w niedzielę. Za pięć dwunasta. Tym razem na piwo. Znów w okolicę Moczydła. Na miejsce spotkania zaproponował KFC. I albo ja jestem nienormalna, że uznałam to za obrazę. Albo On, skoro uznał, że to miła propozycja. Próbowałam delikatnie zasugerować zmianę miejsca. Delikatnym w moim rozumieniu było roześmianie się i zaproponowanie innej konkretnej pubo-kawiarni. Może nie najlepsze zagranie. W każdym razie spotkało się ono najpierw z zignorowaniem, a następnie z rezygnacją. Ok. Niech będzie. Nie będę się narzucać. A spacer we wtorek wydaje się coraz mniej interesujący. W każdym razie entuzjazm osłabł.

Mimo zaistniałej sytuacji nie można mi zarzucić braku spontaniczności. Już mówię, dlaczego. W sobotę zalogowałam się na Tindera. Tak. Wiem. Nie karćcie wzrokiem. W niedzielę rano napisał Pan K. Wieczorem spotkaliśmy się na kawę. I było dziwnie swobodnie. I miło. Pomijam dość oryginalne zainteresowania Pana K. i skłonności do psychoanalizy, które momentami zakrawały o szaleństwo. No ale nikt nie jest idealny. Wieczór zaliczam do udanych. A na dowód przyjemności spotkania dodam, że trwało ponad trzy godziny. ;)

Akcja motywacja dzień 4.

Haha. Zrobi się zaraz nudno z wyliczaniem tych dni. A to dopiero początek. Poniżej plan na dziś. Ponownie skupię się na górnych partiach ciała i zajmę się brzuszkiem :P A cały trening to tylko 50 minut :)

Na początek świetny zestaw na ramiona, barki i grzbiet. Plus 60-sekundowe wstawki cardio. Nie wiem, jak Kelli to robi - ale jej ciężarki ważą nawet do 2x7 kg!!!! Ja przy dwóch kilogramach wymiękam. :P

Upper Body Superset Workout with Fat Burning Cardio Intervals - Arm, Chest, Back & Shoulder Workout (37 min)


Trening zawiera rozgrzewkę i cooldown. Ze względu na obiecane samej sobie brzuszki zrezygnowałam z ostatnich pięciu minut rozciągania i przeszłam do poniższego 10 minutowego treningu.

10 Minute Abs Workout - Pilates Abs Burner Obiecane brzuszki! Jest lekko i przyjemnie. :)


Na sam koniec rozciąganie. Ja wykorzystałam 5 minutowy zestaw ćwiczeń z pierwszego filmiku, a na deser to: *KLIK*

Powodzenia!

niedziela, 7 lutego 2016

Akcja Motywacja dzień trzeci.

Zestaw ćwiczeń na dziś (prawie godzina treningu, pół na pół: cardio i siłowego)

At Home Cardio Workout to Burn Fat and Tone - program zawiera 3 minutową rozgrzewkę (24 min)


Zestaw nie jest skomplikowany. Jedyną trudność sprawiło mi ostatnie ćwiczenie - podejrzewam, że to ze względu na znaczny zanik moich mięśni grzbietu i brzucha. 

Po tym treningu zalecane są ćwiczenia wzmacniające. A za przykład podany poniższy trening. Proszę bardzo:

Total Body Strength Training with Dumbbells  - będą potrzebne ciężarki (ja mam 2 x 1,5kg, na początek wystarczające), trening nie zawiera rozgrzewki (ale po 20 minutach cardio nie jest już potzrebna) (27min)


W tym zestawie o dziwo najwięcej problemów sprawiły mi wykroki. Dodałam tez serię brzuszków. A co tam! :P

Powodzenia!

Plan na jutro już jest. Jak tylko go zrealizuję, wrzucę tutaj. ;)

sobota, 6 lutego 2016

Planeta Singli

Pierwsza myśl "kolejna głupia polska komedia romantyczna, opierająca się na naiwnych kliszach i zawsze tej samej, przemaglowanej już przez wiele planów filmowych obsadzie". Ni przeczę, trochę w tym stwierdzeniu prawdy jest. Jest też jakaś iskierka prawdziwego inteligentnego, czasami slapstickowego humoru. I nie najgorzej zbudowana historia o samotnych ludziach szukających miłości (haha! coś dla mnie? :P). Dobra, nie tak samotnych. I nie tak szukających. Ale jest.

Dawno się tak nie śmiałam. Ba! Poryczałam się ze śmiechu podczas seansu, a to często się nie zdarza. Dla równowagi łza wzruszenia też została uroniona i skutecznie ukryta, oby! Całą tę huśtawkę nastrojów zwalę na moje babskie szalejące hormony, sami uznajcie czy słusznie.

Jak to w komediach romantycznych fabuła od początku zmierza w określonym kierunku. Jak zawsze się nie polubią, polubią, pokłócą, zatęsknią... każdy wie, jak to wygląda i (chyba) nikt nie ogląda takich filmów dla zaskoczenia. Mamy naiwną bohaterkę, bohatera, który przechodzi wewnętrzną przemianę, przyjaciół zmagających się ze swoimi problemami związkowymi, wredną szefową i całe tło nieszczęśliwych/szczęśliwych poszukiwaczy i znajdowaczy miłości.

Na pewno wyszukacie wiele podobieństw do zagranicznych produkcji. Mimo wszystko warto ten film zobaczyć. Odprężyć się i dać się ponieść lekkiej radości.

P.S. Co do randkowych perypetii, przerysowane (chociaż śmiem twierdzić, że nawet nie tak mocno), ale dają ogląd typów "mężczyzn", których można spotkać na takich portalach. Wierzcie mi lub nie, każdy jest inaczej dziwny. Ale dla równowagi my też jesteśmy pokręcone, nie wiem, czy nawet nie bardziej :P



Na koniec filmwebowa recenzja. Rzadko to robię, bo tak nieładnie, ale absolutnie się zgadzam z Panem Łukaszem i, co z przykrością muszę stwierdzić, nie umiem pisać aż tak ładnie.


Z innej planety
Łukasz Muszyński

Czego się spodziewać po filmie, którego pomysłodawczynią jest reżyserka "Code Blue", a producentami – były dyrektor festiwalu Nowe Horyzonty oraz krytyk z TVP Kultura? Bulwersującej psychodramy o pasterzu i jego kozach? Przełamującej dyskurs kontemplacji nad bezwładem percepcji? Pudło. "Planeta singli" to przedsięwzięcie skrajnie komercyjne: nafaszerowane gwiazdami, niestroniące od product placementu, zrobione z zamiarem ściągnięcia w walentynki do kin chmary zakochanych. Jednocześnie dzieło Mitji Okorna jest autentycznie zabawne, pełne wdzięku i dobrze zagrane. Na tle tak zwanej polskiej szkoły komedii romantycznej wydaje się więc filmem z innej planety.
Ona i on, niebo i grom. Ania (Agnieszka Więdłocha) jest nauczycielką muzyki w jednej z warszawskich podstawówek. Nosi się jak pensjonarka, nie może wyzwolić się spod wpływu zaborczej mamusi i bezskutecznie szuka miłości. Tomek to telewizyjny celebryta, trochę Gerard Butler z "Brzydkiej prawdy", a trochę Jim Henson. Sławę i pieniądze przyniósł mu wypełniony seksistowskim humorem talk show z kukiełkami. Jak nietrudno się domyślić, pierwsze spotkanie bohaterów nie skończy się eksplozją zmysłów i motylkami w brzuchu. Podczas drugiego Tomek złoży Ani ofertę. Ona będzie chodzić na randki z facetami poznanymi dzięki tytułowej aplikacji internetowej, później on – zainspirowany jej relacjami z tych towarzysko-sercowych katastrof – stworzy skecze do programu. W ramach wynagrodzenia prowadzone przez dziewczynę kółko muzyczne otrzyma nowy fortepian. Początkowo biznesowy układ funkcjonuje bez zarzutów. Wszystko zmieni się, gdy w trakcie jednej z randek Ania spotka mężczyznę, dla którego skłonna byłaby przenieść się z planety singli na planetę małżeństw. 

Twórcy filmu nie próbują wymyślić na nowo prochu. Miłośnicy gatunku z łatwością dostrzegą, że scenariusz pozszywano ze skrawków "Masz wiadomość", "Kocha, lubi, szanuje", "Kobiety pragną bardziej", "To właśnie miłość" czy wspomnianej już "Brzydkiej prawdy". Siłą "Planety singli" nie jest jednak oryginalność, lecz umiejętna gra znaczonymi kartami. Aby uwierzyć w historię, nie trzeba za często wyłączać zwojów mózgowych, zaś dowcip słowny i sytuacyjny nigdy nie powoduje, że chcemy ze wstydu schować się pod fotelem. Choć Więdłosze i Stuhrowi przydałoby się więcej wspólnych scen, aby uwiarygodnić rodzące się między ich postaciami uczucie, razem stanowią czarujący ekranowy duet. Jeszcze lepiej wypada drugi plan: Weronika Książkiewicz jako chimeryczna "psycholożka włosów", Tomasz Karolak w roli jej zazdrosnego męża oraz Piotr Głowacki wcielający się w troskliwego przyjaciela głównego bohatera. Jeśli nadal nie chcecie dać wiary, że "Planeta singli" wywodzi się ze szlachetniejszej tradycji niż filmy konkurencji, policzcie, w ilu rodzimych kom-romach znalazły się piosenki Anawy albo mrugnięcia okiem do fanów kultowego "Do widzenia, do jutra". No właśnie.

Wizytówką filmu Okorna może być scena wielkiej konfrontacji w Łazienkach Królewskich. Na deskach amfiteatru na wodzie rozgrywa się jednocześnie komedia pomyłek, satyra na goniącą za ekscesem telewizję oraz parodia greckiej tragedii z parą dowcipnych pijaczków pełniących rolę chóru. Reżyser kolejny raz po "Listach do M"udowadnia, że potrafi żonglować konwencjami, a także mieszać ze sobą w harmonijny sposób śmiech i wzruszenia. Chciałbym, żeby w galaktyce polskiego kina pojawiło się więcej takich "Planet".

Czas na spotkanie numer 4.

Tym razem z Panem A. Na spacerze w parku. Na szczęście wybranym przeze mnie, mniej odludnym i wystarczająco mi znanym (trochę musiałam powalczyć, ale się udało :P), by móc bezpiecznie uciec.

Pan A. przez telefon brzmi miło. Chociaż żarty ma raczej z tych irytujących niż śmiesznych. W tym momencie nie jest to absolutnie wadą - zrzucam to na karb zdenerwowania i badania "terenu". Ja też często gadam głupstwa w nieoswojonych sytuacjach. I pewnie coś durnego zdążyłam już powiedzieć.

Poza miłym głosem, Pan A. posiada pracę (duży plus) w mojej okolicy (chyba plus), jest nieznacznie starszy (jakoś z kolegami z pracy się dogaduję, a też wpasowują się w widełki "nieznacznie starszych", więc jest szansa na porozumienie i w tym przypadku), a o sobie pisze: pogodny i wesoły. I tyle na teraz.

We wtorek będę wiedzieć więcej.

P.S. Teraz korzystam z tworów Tinderopodobnych. Ograniczanie się do oceny na podstawie zdjęć jest, hmmm... mocno zwodnicze, ale może nie doprowadzi to do katastrofy.

Kilka ćwiczeń na dobry początek

Mniej obowiązków = więcej czasu. Np. na ruszenie tyłka.

Zestaw ćwiczeń na dziś (to niecałe 50 minut, chyba dam radę)

Na rozgrzewkę: Wake Up Call Cardio Workout (6 min)


piątek, 5 lutego 2016

Dzisiejszy dzień umila:

Asaf Avidan.

Cyclomen i looper.

Oraz jazzowo festiwalowy Bang Bang.

O co walczy Porozumienie Rezydentów:

Naiwni czy nie, musimy o sobie przypominać.

http://swiatsiekreci.tvp.pl/23908821/05022016 (od 16:48)

Nie ma to tamto.

Za pół roku fala ślubów i wesel (4!!!). Na jednym mam być świadkiem (nie wiem, skąd pomysł, że się nadam). To jeden z wielu powodów mobilizacji. Tak więc: trzeba coś ze sobą zrobić. I to raz a dobrze. A najlepiej raz dziennie i dobrze.

Przede wszystkim ma być dobrze mnie. Wiec będę dbać o umysł i ciało. Bo przez życie idą razem. I źle byłoby któreś z nich stracić. Lub nadwątlić.

Punkt pierwszy: ĆWICZENIA

W ramach samodyscypliny będę się uzewnętrzniać tutaj. Z góry przepraszam. I mam nadzieję, że szybko nie skończę. Źródłem męki będzie: Chodakowska, Fitness Blender, 10-minutówki z Mel B, OSiRowe wygibańce i co mi jeszcze w ręce/oczy wpadnie.

Punkt drugi: JEDZENIE

Wydaje się najłatwiejszy ze wszystkich. Ze względu na mój dość regularny plan dnia, miłość do gotowania i uwielbienie dla... plastikowych pojemników.  ;) Największym wyzwaniem będzie odstawienie słodyczy i alkoholu. Na początek słodycze ograniczyłam do gorzkiej czekolady, a piwo zamieniłam na wino (popracuję nad tym jeszcze)

Punkt trzeci: SPOTKANIA ZE ZNAJOMYMI I NIEZNAJOMYMI

Robię to dla siebie. I powiem Wam, że nie ma niczego bardziej nastrajającego pozytywnie niż kino z przyjaciółmi, kawa (nie napój kawo-podobny!) z nieznajomym, spacer z grupą miejskich zapaleńców, albo wypad do muzeum lub za miasto w weekend.

Punkt czwarty: CIUCHY

Ciągle patrzę na dziewczyny w pracy noszące super sukienki i im zazdroszczę. Tylko po co, skoro mogę ubierać się dokładnie tak samo. No dobrze, może nie identycznie. Ale nikt mi przecież sukienek nosić nie broni. Sama przed nimi uciekam, a niepotrzebnie. 
Ze względu na to, że moje casualowe kiecki są nieco przyciasne, kupiłam zestaw podstawowy (no zaszalałam trochę) i teraz nie ma przebacz. Jeansy lecą do szafy.

Punkt piąty: ZAJĘCIA DODATKOWE

Czyli będę robiła to, co lubię. Czytała, spała, gotowała, oglądała filmy, słuchała muzyki. Dobra, czasem tez się pouczę :P

Zestaw na dziś (wszystkie ćwiczenia pochodzą ze strony www.fitnessblender.com):

Może i krótko i trochę bez większego sensu, ale na początek się nadaje :) Trzymajcie kciuki.

I na sam koniec tabela wstydu (do weryfikacji raz w miesiącu):

DATA masa ciała talia biodra brzuch udo łydka ramię biust pod biustem
05.02.2016 75,5 89 103 102 57 37 28 101 87

czwartek, 4 lutego 2016

wtorek, 2 lutego 2016

Monolog branżowy

W gronie rezydentów (patrz Porozumienie Rezydentów OZZL) toczy się teraz burzliwa dyskusja na temat postulatów. Cel jest jeden: poprawa warunków pracy i szkolenia. Dla jednych to będzie zmiana fikcyjnych programów specjalizacji, dla innych szanowanie ustawowych godzin pracy, innym spodoba się walka o niewykorzystywanie jako taniej (bo dla szpitali darmowej) siły roboczej, w końcu dla niektórych języczkiem u wagi będzie tak oczekiwana przez każdego Polaka podwyżka.

Ostatnio burzę rozpętał minister (edukacji) J. Gowin, wyceniając nasze kształcenie na niebotyczne sumy (0,5 mln), jednocześnie uznając naszą pracę za niebyłą (lub po prostu nie wartą opłacania).
Prawda, studia medyczne ze względu na swój charakter i czas trwania są jednymi z najdroższych. Po ich zakończeniu Państwo (czyli de facto my wszyscy) wypłaca nam jeszcze pensję przez rok wykonywania stażu podyplomowego. /Powinnam właściwie napisać: wypłacało, ponieważ staż mocą uchwały został zlikwidowany kilka lat temu./ I dochodzimy do najdroższej w rozumieniu MEN części naszego kształcenia: mianowicie stażu specjalizacyjnego. W trakcie tych pięciu lat wykonujemy pracę - taką samą, jak specjaliści*. Jesteśmy etatowymi pracownikami szpitali. Zajmujemy się chorymi. Wypełniamy stosy dokumentów. Spędzamy dodatkowe godziny na oddziałach, bo jesteśmy młodzi i "możemy więcej". Poza tym uczęszczamy na kursy, szkolenia, wykłady. Zdobywamy wiedzę i uczymy się umiejętności praktycznych, tak, nierzadko też na błędach.

Naszą pracę MEN wyceniło na 12 zł za godzinę**. I mimo wszystko wciąż chce, abyśmy te pieniądze zwrócili lub odpracowali. Takie ich prawo. Naszym prawem za to jest się takim pomysłom sprzeciwiać. Bo o ile płatne studia wydawałyby się do zaakceptowania (naprawdę zwiększyłoby to ilość lekarzy w tym kraju?), to podwójne odpracowywanie tych 12 zł wydaje się ponurym żartem.

Na sam koniec chciałabym podzielić się jeszcze jedną uwagą: opłatę za studia, o ile w ogóle jakąkolwiek, powinno wprowadzić się na każdym dostępnym kierunku (adekwatną do kosztów szkolenia oczywiście). I zgodnie z logiką MEN osoby z wyższym wykształceniem, które nie znalazły pracy w zawodzie na terenie naszego kraju, z przyczyn własnej niechęci lub braków etatowych, powinny ponieść całkowity koszt swojego, przepraszam za brutalność, bezsensownego szkolenia***.

*Oczywiście z drobnymi wyjątkami w specjalizacjach zabiegowych. Przepraszam za uproszczenie.
** Niejedna osoba powie, że to sporo. OK, na rachunki i jedzenie wystarcza. Czasem nawet "załapiemy dodatkową fuchę". POZ, NPL, SOR. Opcji jest sporo. Bo lekarzy jest mało.
*** Osobiście uważam, że wiedza jest największym bogactwem człowieka i nikt nie powinien mieć do niej zamkniętej drogi. A niejednokrotnie opłata za studia (niezależnie na jakim kierunku) byłaby czynnikiem mocno limitującym.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Nie wszystko robię sama

Jest już luty! Czyli przez ponad miesiąc nie zdawałam relacji z działań wojennych. Nawet nie zdradziłam "sekretu", że nie korzystam już z zaadoptuj... Ha! Z pierwszym dniem bieżącego roku wysłałam rozpaczliwą wiadomość do trzech osobników i skasowałam konto. No dobrze, nie tyle rozpaczliwą, co ostateczną :P Dwóch się odezwało. Z jednym czasem się spotykam. Drugi mnie zdenerwował brakiem wyobraźni i sztywnością poglądów. O trzecim nic nie wiem.

Stan licznika z dnia zamknięci rozdziału "adopcyjnego":


Wiadomości22 x 50=1100
Zauroczenia105 x 20=2100
Odwiedziny492 x 5=2460
Koszyk0 x 50=0
Bonus2200
Suma7 860

Opowieści jeszcze będą. Może nie tak kolorowe jak w "Planecie Singli"*, ale czuję w kościach, że coś na pewno się jeszcze przydarzy :P

*Film pozytywnie mnie zaskoczył. Momentami płakałam ze śmiechu (i nie jest to przenośnia). Z chęcią obejrzę go ponownie, a nieczęsto mam na to ochotę.

niedziela, 31 stycznia 2016

Brawo my!

Niedawno zakończyły się Mistrzostwa Europy w piłce ręcznej mężczyzn. Gorącą atmosferę nakręcał fakt, iż odbywały się one w naszym pięknym kraju nad Wisłą. Kibice szaleli. Komentatorzy nie zawodzili trafnymi "komentarzami". Wszyscy, wierząc w dobrą karmę i szczęśliwe hokus-pokus, liczyli na powtórkę z rozrywki (czyt. zdobyte na własnej ziemi złoto w MŚ w piłce siatkowej). I nasi wspaniali zawodnicy trochę też uwierzyli. A wygrali, chciałoby się powiedzieć "jak zwykle", Niemcy. Nam pozostało zadowolić się siódmym, nie najgorszym w końcu, miejscem. I gdyby tylko... (ha! zaczyna się!) nie rozpalili naszych pragnień dobrą grą w pierwszych dniach zawodów. I gdyby tylko nie pokonali niepokonanych Francuzów. Gdyby zagrali równo. Nie przegrali z Chorwatami. I nikt nie nabawił się kontuzji. I gdyby wiosna przyszła wcześniej. A hala w Krakowie była wrocławska...
Też pewnie znaleźlibyśmy powód do narzekań.

P.S. Chłopakom gratuluję woli walki. I końcowego zwycięstwa nad Szwedami.

Smacznego! *KLIK*

niedziela, 10 stycznia 2016

Tą wymianą wygrali Tokio. I dalej walczą o IO. :)


sobota, 9 stycznia 2016

Mistrzowie Europy kontra Mistrzowie Świata. Francja versus Polska. Walka o IO. Tylko półfinał? Majstersztyk. Walka jest.

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Kiedy rozpoznać, że bycie samym zaczyna być byciem samotnym? Nie jest to zmiana zachodząca z dnia na dzień.  Ale trafia to w Ciebie nagle, niczym uderzenie pioruna. Możesz obudzić się rano i stwierdzić, że nikogo już dla Ciebie nie ma. Że każdy Twój znajomy, członek rodziny, przyjaciel ma swoje życie, w którym nie ma już za dużo miejsca dla Ciebie. A w końcu i ono, chociaż tak niewielkie, się skończy. Najbardziej okrutną częścią tego wszystkiego jest fakt, ze tak musi być. Już do nikogo nie można mieć pretensji. Tylko do siebie. Za to, że na czas nie udało się ogarnąć z samym sobą.

niedziela, 3 stycznia 2016

Czerwony smok

Wieczorne planszówki, Rzodkiewy i nowa dostawka do Carcassonne :P Sama radość.


sobota, 2 stycznia 2016


Noworoczny bullshit. Powodzenia.

piątek, 1 stycznia 2016

Postanawiam nie postanawiać!



Nowy Rok rozpoczęłam /po obudzeniu się i pierwszej kawie ok 14.00 :P/ intensywnie. Od szukania pracy. Projektowania kuchni. Organizacji szafy. Na deser posprzątałam mieszkanie (mimo usilnych starań po świętach "zrobił się" bałagan) i posegregowałam powrzucane bezładnie do pudła dokumenty* A w tle, och jak ja lubię takie tła!, Trójkowy Top Wszech Czasów.** :)

Postanowień noworocznych nie mam. Bo w nie nie wierzę. Pani Doktor jest tym zdegustowana, ale co zrobić? Z doświadczenia wiem, że nic, co postanowię się nie sprawdza. Więc zamiast werbalizować chęć zmian, po prostu coś zmienię. Tego też Wam życzę. Prawdziwej Dobrej Zmiany. :P


*Znalazłam kartę procedur medycznych. Jednak ona istnieje naprawdę!  :)
** Mój faworyt na miejscu 19. Pięknie.:)

P.S. Z informacji nieistotnych: czas oczekiwania na pizzę 01.01. wynosi ok dwóch godzin. Ach. I z dużym prawdopodobieństwem dostaniecie parówkę zamiast pepperoni.


WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU!

Spełniajcie marzenia. Dążcie do celów. Dawajcie się ponieść. :)